środa, 9 października 2013

Chapter 7.

Myślałem, że Louis nie utrzyma się na nogach! Tak strasznie to wszystko przeżywał, jego pierwszy koncert Green Day! staliśmy już pod samą sceną czekając, aż zespół wejdzie na scenę. Louis cały czas mi dziękował za zabranie akurat jego na ten koncert.
- Dziękuję Ci, bardzo! - przytulił mnie mocno, całując po parę razy w policzek.
- Mały! przestań dziękować. Spójrz! jesteśmy tu! pod samą sceną, poznasz ich rozumiesz?! - krzyknąłem uśmiechając się, nie wiem dlaczego. Cały czas trzymałem go w objęciach, trzymając podbródek na jego ramieniu.
- Przytulasz mnie. - stwierdził, odwracając się w moją stronę.
- Wiem. - zaśmiałem się. - I mam nawet ochotę Cię teraz pocałować, ale zrobię to... - nie dokończyłem bo cały tłum zaczął wrzeszczeć kiedy Green Day weszli na scenę. Louis tylko się zaśmiał, złapał moją dłoń a show się zaczęło!
Chłopaki grali wszystkie piosenki, na koniec zagrali moją ulubioną! "21 guns" i w tej chwili, nadal nie wierzę co się dzieje... chciałem, żeby trwało to cały czas. Louis pod koniec piosenki, nachylił się nagle całując moje usta, sapnąłem w jego usta. Drżałem, drżałem pod jego dotykiem.
- Lou... ty... właśnie w tej chwili zepsułeś naszą przyjaźni, która...
- Przerodziła się w miłość. - dotknął mojego policzka, a chłopak za nami skrzywił się, obrażając nas przez orientację. Doskoczyłem mu do gardła, pchając go zawzięcie. Jakaś dwójka ochroniarzy, którzy stali przy barierkach rozdzieliła nas. Louis zaśmiał się.
- Harry baranie, zostaw go i pocałuj mnie. Zaraz idziemy na spotkanie z zespołem a potem... - jęknął kiedy pocałowałem jego szyję. - nieważne.
Po niedługim czasie menager GD, zawołał ich za kulisy.
Tam porozmawiali, porobili zdjęcie i Harry już wiedział, że nie może być lepiej.


Wróciliśmy do domu, kompletnie pijani i zakochani w sobie jeszcze bardziej. Louis uwieszał się na mojej szyi, a przykuty do nas wzrok Zayna i Josha rozbawiał mnie nie kontrolowanie.
- Nie, nie. - wstał szybko Zayn, odciągając mnie od Louisa. - Harry idzie do siebie, a ty do siebie. Nie chcę, żebyście potem żałowali, że zrobiliście do po pijaku.
- Rozkazujesz mi? - zaśmiał się Louis, ledwo trzymając się na nogach.
- Do wyra Lou. - Zayn wziął go za rękę, prowadząc do pokoju. Usiadłem koło Josha, uśmiechając się.
- Co się szczerzysz? - zaśmiał się, przeglądając kanały w telewizji.
- Pocałował mnie. Rozumiesz? - spojrzałem na niego uśmiechnięty. - chcę tego jeszcze raz.
- Jesteś pijany, nie wiesz czego chcesz, Hazz.
- Nie Josh! właśnie, że wiem. Już dawno tego chciałem. Musi się udać, to wszystko musi się udać. Idę spać, muszę jeszcze o tym pomyśleć.
Idąc do pokoju minąłem się z rozbawionym Zaynem.
- On jest taki pijany, że chyba nie wie kim jestem. Branoc Harry, a. - zatrzymał mnie. - Jutro rano nas nie będzie, wyjeżdżamy. Pamiętasz?
- Oh, to już jutro? um, okej. Uważajcie na siebie.
- Raczej, to wy na siebie. Śpij dobrze.
Po tych słowach przeszedłem do swojego pokoju, nie miałem siły się rozebrać więc w takich ciuchach wszedłem pod kołdrę.


Następnego dnia był tak zwany "Kac morderca" tak potwornie bolała mnie głowa, do tego o 11-stej przyszedł Liam i zaczął mi pieprzyć, że jestem nieodpowiedzialny.
- Li, proszę zlituj się. - trzymałem nasadę nosa, nie wytrzymując paplaniny Liama.
- Kiedy mieszkałeś ze mną, nie było dnia żebyś przyszedł pijany! co się dzieję?
- Nic Liam, naprawdę!
- Zostaniesz ojcem? boże, z kim się przespałeś? ja wiedziałem... - Liam wstał z kanapy, nie wiem skąd sobie wytrzasnął tą ciąże. On jest nienormalny.
- Liam...
- Jak się nazywa?
- Kto?! - krzyknąłem podnosząc głowę.
- Harry Edwardzie Stylesie! - krzyknął wstając z łóżka. - Ostatni raz podniosłeś na mnie głos, jestem od ciebie starszy!
- i? - zaśmiałem się, uwielbiałem go takiego, chociaż był wkurzający.
- Kim jest ta dziewczyna?
- Cholera jasna, kurde Li, jaka dziewczyna? jestem gejem zapomniałeś?
- Jeszcze miesiąc temu byłeś, bi. - uśmiechnął się drwiąco. - Co nagle się zmieniłeś.
- Tak, poczułem, że czuje większy pociąg do mężczyzn. Ty jesteś chory na głowę! jaka ciąża!
- Powiedziałbyś mi prawda?
Westchnąłem ciężko. Liam ty baranie.
- Denerwujesz mnie. Lepiej mów co u was, jak Natalie? - zapytałem każąc mu usiąść. Chłopak spuścił zrezygnowany głowę,
- Nic z tego nie będzie.
- Co? ona jest świetna, Liam nie schrzań tego.
- Ja? serio? czemu zwalasz to na mnie!? Harry, mam dwadzieścia siedem lat nie chcę zmarnować sobie z nią życia do końca.
- O co chodzi? podoba ci się ktoś inny, wiesz ktoś taki jak ty?
- Co ty pieprzysz.
- Ja pierdziele, pytam czy jesteś gejem. Lepiej?
- Sam nie wiem, Grimmy...
- Nie proszę...
- O co Ci chodzi?
- Nie znoszę go, spotkałeś się z nim?
- Tak, on jest naprawdę miły. Poznasz go dobrze?
- Kiedy?
- W swoim czasie. - Louis przerwał mi odpowiedź kiedy wszedł do pokoju, w białym fartuchu. - Oh, przepraszam. - wycofał się po chwili, ale Liam gestem ręki go zaprosił. Chłopak usiadł się koło niego, uśmiechając się do mnie delikatnie. Louis nie patrz tak na mnie proszę.
- Pójdę juuż? - uśmiechnął się Liam. - Śpieszę się w sumie, wpadnijcie do mnie w jakiś dzień. Przez to rozstanie, czuję się strasznie samotny. Do tego moje Hazziątko mnie olewa.
Odprowadziliśmy go do drzwi i, nastała ta niezręczna cisza. Louis wrócił do kuchni mieszając coś w misce, usiadłem na przeciwko blatu na którym coś przyrządzał przyglądając mu się.
- Louis. - zawołałem, a on uniósł głowę.
- hm?
- Jesteś taki kochany. - uśmiechnąłem się, opierając brodę o rękę. - Co pichcisz.
- Babeczki. Zgadnij dla kogo. - uśmiechnął się.
- Dla mnie. - odparłem śmiejąc, a chłopak przytaknął. - Podobało ci się wczoraj?
- Która część? - zaśmiał się donośnie.
- Obie.
- Było świetnie, ale te pocałunek ma przewagę. Powtórzymy to kiedyś? - niemal spadłem z krzesła słysząc Louisa, tak pewnego siebie.
- Czy ty właśnie?
- Mhm. Tylko jeśli ty też tego chcesz. 



wtorek, 8 października 2013