Minął cały tydzień, a ja i Louis, przez tą małą aferę uczuciową zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej. Niesamowity chłopak, przez to wszystko kocham go jeszcze bardziej. Kończyłem robić jajka na bekonie, kiedy moja komórka zaczęła puszczać piosenkę "American Idiot".
- Tak Li, słucham? - przyłożyłem komórkę do ucha i jednocześnie ramienia, aby bez żadnego problemu pokroić owoce. - O 21:00 mnie nie ma, wychodzę z Louisem na koncert, tak Green Day. Strasznie się cieszę. Spotkać? um, wpadnij o... - westchnąłem ciężko. - Dobrze, więc wpadnij jutro. Ja ciebie też, pa kochanie. - odłożyłem komórkę, widząc wchodzącego do kuchni Zayna.
- Dzień Dobry, to dla mnie? dzięki. - zaśmiał się siadając do stolika.
- W sumie dla Lou, ale chyba się nie pogniewa prawda? - podszedłem do chłopaka, nakładając mu na talerz jajka.
- Na pewno nie. - odparł jedząc z apetytem. - Jeszcze śpi, pewnie chce abyś go obudził. Leć do niego.
- Skoro tak mówisz. - odłożyłem patelnie na blat, idąc do pokoju Louis'ego.
Chłopak był przykryty fioletową kołdrą pod samą szyję, delikatnie i prawie bez szelestu położyłem się koło niego, chowając głowę w zagłębienie jego szyi oraz obejmując go przestrzennie.
- Looou. - wyszeptał delikatnie do jego ucha. - Wstajemy, jest już późno a wiesz dokąd potem jedziemy?
Chłopak odwrócił się w moją stronę, otwierając zaspane powieki. Nasze nosy prawie, że się stykały a jego dłoń powędrowała do moich włosów, głaszcząc je.
Uwielbiałem gdy to robił.
Pocałował delikatnie mój nos i, uśmiechnął się delikatnie.
- Zrobiłem Ci śniadanie.
- Robisz mi kąpiele, śniadania, zabierasz mnie na koncert, opiekujesz się mną. Harry... - dotknął mojego policzka. - Jesteś taki piękny i, kochany.
- Przestań. - zaśmiałem się delikatnie. - Wcale nie. - zaprzeczyłem uśmiechając się.
- Czuję, że dziś coś się stanie. Coś wyjątkowego. - powiedział Louis. - Chodź zejdziemy na dół, trzeba się przygotować. Czekają nas trzy godziny jazdy.
Wstaliśmy z łóżka idąc do salonu, Zayn witał się z Joshem który postanowił nas odwiedzić.
- Cześć wam. - podał nam rękę i usiadł na kanapie. - Zayn zrobisz mi herbatę? na dworze jest potwornie zimno...
- Pogadajcie sobie, a ja idę pod prysznic. Bo mój chłopak. - zaśmiał się. - zabiera mnie dziś na koncert. - Louis uśmiechnął się i, zniknął za drzwiami. Chłopcy natychmiast wybuchli śmiechem.
- O co wam chodzi?
- Louis prowadzi pamiętnik, zabrałem go z jego pokoju. Słuchaj to: "Harry jest taki fantastyczny, słodki i kochany. " lub "Tak marzę aby go pocałować, ciekawe czy on tego chcę..."
- Zayn! nie masz prawa, oddaj mi to. - zabrałem notesik z rąk mulata, który nadal się śmiał. - Jak możesz być taki złośliwy?
- Harry, to żarty. Nikt nie naśmiewa się z twojego chłopaka. - zaśmiał się ponownie, opadając na kolana Josha.
Nawet nie słyszałem kiedy Louis wyszedł z łazienki.
- Harry, czemu masz mój pamiętnik?! - wyrwał mi go z ręki. - Grzebałeś mi w rzeczach?!
- Żartujesz? wyrwałem go z rąk Zayna, czytał... um, twoje wpisy o mnie.
- Zayn? to prawda?
- Oh, Louis. Wiesz, że to były żarty..
- Nie! to były moje prywatne rzeczy! czy ja Tobie grzebie w pokoju?
- Leżał na biurku.
- To nie zmienia faktu, że to nie twoje i nie możesz tego ruszać! dupek z Ciebie.
- Przepraszam... - wydukał Zayn. - Już nigdy tego nie zrobię, chcę żebyś po prostu powiedział Harry'emu co czujesz.
- Zamknij się. - syknął Louis, a ja spojrzałem na niego uśmiechając się.
wybaczcie, że znów krótszy. Wieczorem pojawi się ciąg dalszy. :Dx
sobota, 5 października 2013
piątek, 4 października 2013
Chapter 5.
Byłem zbyt podekscytowany, aby powiedzieć to Louisowi przez telefon. Więc niecierpliwie czekałem, aż wróci z zajęć z malarstwa. Siedziałem na kanapie, ściskając dwa białe vipowskie bilety na koncert.
Louis wszedł do domu, rzucając wszystko przy drzwiach. Pocałował mnie w policzek, siadając koło mnie.
- Jestem wyczerpany, te dzieciaki mają tyle energii.
- Mhm. Lou, przypomnij mi jaki jest twój ulubiony zespół? Green Day, tak? - uśmiechnąłem się szeroko, ujawniając się trochę z moim planem. - Bo tak przypadkiem, kupiłem dwa bilety. Oh, patrz, są nawet vip! Więc jeśli nie masz, żadnych planów za tydzień, to zabieram cię na ich koncert. - podałem mu jeden z biletów, bo chyba uważał, że żartuję.
- Zabierasz.. mnie?! - przełknął ciężko ślinę, gapiąc się na mnie. Był taki słodki.
- A kogo innego? Ciebie kocham najbardziej. - zaśmiałem się, głaszcząc jego kolano. Louis spojrzał na mnie, uśmiechając się szeroko.
- I jak ja mam się Tobie odwdzięczyć? - zapytał.
- Uśmiechnij się.
~~
- Gdzie Harry?
- Poszedł do sklepu, zabrakło makaronu i czekolady, a wiesz, że on zawsze na śniadanie wcina tosty z Nutellą. - zaśmiałem się, mieszając warzywa na patelni. - Jest taki kochany, jest u nas już trzy tygodnie, nawet nie wiesz jak jesteśmy ze sobą blisko, pokochałem go.
Zayn odwrócił fotel w moją stronę, unosząc wysoki brwi.
- Pokochałeś go, chodzi o to, że po prostu go lubisz tak? nie jesteś w nim zakochany?
Przeszły mnie dreszcze, przecież ja nie umiem kłamać.
- um, co ty gadasz? jasne, to mój przyjaciel. Nic więcej mnie z nim nie łączy...
- To nic złego być zakochanym.
- Ugh, Zayn! nie jestem zakochany w Harrym, a w ogóle jeśli, to co cię to obchodzi? - rzuciłem łyżką o blat.- Jesteś nieznośny!
- Teraz jestem już w stu procentach pewny. - uśmiechnął się. - A teraz odwróć się i, wyjaśnij to Harry'emu.
Odwracając się zobaczyłem chłopaka, który stał ubrany w czarny płaszcz i, wysokie czarne trapery. Położył drobne zakupy na blat, rozbierając się z płaszcza, odwiesił go i, ustał za mną. Zadrżałem, kiedy poczułem jego ciepły oddech na mojej szyi.
- Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, po prostu to zrób. - dotknął moje policzka i, ugh Harry wpędzisz mnie do grobu...
~~
Usłyszałem pukanie do mojego pokoju, to Harry. Zayn nigdy nie puka, kończyłem właśnie rysunek na życzenie, małej blondynki z zajęć malarstwa.
Chłopak wszedł do pokoju, stając za mną.
- Piękne. - pochwalił i zawiesił się na mojej szyi. - Wszystko w porządku. - uśmiechnął się, wychylając swoją mordkę.
- Tak, jasne. Po prostu... - odłożyłem ołówek i, odwróciłem krzesło w jego stronę. - Gubię się, gubię się przez Ciebie. - Harry spojrzał na mnie, siadając na łóżku.
- Przeszkadzam Ci? - skrzywił się delikatnie, poprawiając się na łóżku.
- Nie, co ty gadasz. Jestem taki szczęśliwy, że tu jesteś. - usiadłem koło niego, łapiąc jego dłoń. - Prawdopodobnie, bardzo cię lubię. - na twarzy młodszego, pojawił się szeroki uśmiech. - Ale po prostu, chcę to przemyśleć dobrze?
- Jasne, Lou. - uśmiechnął się krótko, wychodząc z pokoju. - Dobranoc, śnij o mnie.
Louis wszedł do domu, rzucając wszystko przy drzwiach. Pocałował mnie w policzek, siadając koło mnie.
- Jestem wyczerpany, te dzieciaki mają tyle energii.
- Mhm. Lou, przypomnij mi jaki jest twój ulubiony zespół? Green Day, tak? - uśmiechnąłem się szeroko, ujawniając się trochę z moim planem. - Bo tak przypadkiem, kupiłem dwa bilety. Oh, patrz, są nawet vip! Więc jeśli nie masz, żadnych planów za tydzień, to zabieram cię na ich koncert. - podałem mu jeden z biletów, bo chyba uważał, że żartuję.
- Zabierasz.. mnie?! - przełknął ciężko ślinę, gapiąc się na mnie. Był taki słodki.
- A kogo innego? Ciebie kocham najbardziej. - zaśmiałem się, głaszcząc jego kolano. Louis spojrzał na mnie, uśmiechając się szeroko.
- I jak ja mam się Tobie odwdzięczyć? - zapytał.
- Uśmiechnij się.
~~
- Gdzie Harry?
- Poszedł do sklepu, zabrakło makaronu i czekolady, a wiesz, że on zawsze na śniadanie wcina tosty z Nutellą. - zaśmiałem się, mieszając warzywa na patelni. - Jest taki kochany, jest u nas już trzy tygodnie, nawet nie wiesz jak jesteśmy ze sobą blisko, pokochałem go.
Zayn odwrócił fotel w moją stronę, unosząc wysoki brwi.
- Pokochałeś go, chodzi o to, że po prostu go lubisz tak? nie jesteś w nim zakochany?
Przeszły mnie dreszcze, przecież ja nie umiem kłamać.
- um, co ty gadasz? jasne, to mój przyjaciel. Nic więcej mnie z nim nie łączy...
- To nic złego być zakochanym.
- Ugh, Zayn! nie jestem zakochany w Harrym, a w ogóle jeśli, to co cię to obchodzi? - rzuciłem łyżką o blat.- Jesteś nieznośny!
- Teraz jestem już w stu procentach pewny. - uśmiechnął się. - A teraz odwróć się i, wyjaśnij to Harry'emu.
Odwracając się zobaczyłem chłopaka, który stał ubrany w czarny płaszcz i, wysokie czarne trapery. Położył drobne zakupy na blat, rozbierając się z płaszcza, odwiesił go i, ustał za mną. Zadrżałem, kiedy poczułem jego ciepły oddech na mojej szyi.
- Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, po prostu to zrób. - dotknął moje policzka i, ugh Harry wpędzisz mnie do grobu...
~~
Usłyszałem pukanie do mojego pokoju, to Harry. Zayn nigdy nie puka, kończyłem właśnie rysunek na życzenie, małej blondynki z zajęć malarstwa.
Chłopak wszedł do pokoju, stając za mną.
- Piękne. - pochwalił i zawiesił się na mojej szyi. - Wszystko w porządku. - uśmiechnął się, wychylając swoją mordkę.
- Tak, jasne. Po prostu... - odłożyłem ołówek i, odwróciłem krzesło w jego stronę. - Gubię się, gubię się przez Ciebie. - Harry spojrzał na mnie, siadając na łóżku.
- Przeszkadzam Ci? - skrzywił się delikatnie, poprawiając się na łóżku.
- Nie, co ty gadasz. Jestem taki szczęśliwy, że tu jesteś. - usiadłem koło niego, łapiąc jego dłoń. - Prawdopodobnie, bardzo cię lubię. - na twarzy młodszego, pojawił się szeroki uśmiech. - Ale po prostu, chcę to przemyśleć dobrze?
- Jasne, Lou. - uśmiechnął się krótko, wychodząc z pokoju. - Dobranoc, śnij o mnie.
środa, 2 października 2013
Heeejka.
Zaraz zmykam do szkoły, jak wrócę napiszę rozdział po w piątek nie idę do szkoły, muszę zrobić badania. (pobieranie krwi, gr ._.)
Tak więc, lekcję kończę o 12:35, yay! wrócę i ogarnę, może coś uda mi się wystukać.
Miłego dnia w szkole! kocham was, moooocno!♥
Tak więc, lekcję kończę o 12:35, yay! wrócę i ogarnę, może coś uda mi się wystukać.
Miłego dnia w szkole! kocham was, moooocno!♥
wtorek, 1 października 2013
Chapter 4.
Patrzyłem na niego jak sparaliżowany. Jąkając się co chwila, aby powiedzieć cokolwiek. Na buzi Louisa, pojawiło się przygnębienie.
- O co chodzi? - zapytałem wstając z kanapy. Louis spuścił głowę, zaciskając powieki.
- Ja mam białaczkę Harry, jestem chory. Nie chcę, abyś cierpiał...
- Żartujesz tak? - przycisnąłem dłoń do ust, z trudnością łapiąc oddech. Na Louisa twarzy urósł wielki, promienny uśmiech.
- Tak! żartuję, matko gdybyś widziała swoją min...
- Frajer, cholerny dupek! - krzyknąłem, idąc do swojego pokoju. Płakałem, no tak... przestraszyłem się! przez ten tydzień zaprzyjaźniłem się z Louisem i, nie wyobrażam sobie dnia bez niego. Pokochałem go...
Leżałem na łóżku, próbując opanować nerwy i napad migreny, położyłem się na brzuchu oddychając głęboko. Chłopak wszedł do pokoju, nawet nie pukając. Usiadł na łóżku, ''potrząsając'' mną ustawił mnie do pozycji siedzącej i, mocno przytulił.
- Masz rację, jestem straszny. Przepraszam. - pocałował mój policzek, przytulając mnie mocno. - Okej?
- Zrób mi kolację, przez reszta wieczoru obmyślę twoją karę. Możesz odejść. - Louis śmiejąc się wstał z łóżka. - Tosta z serem i pomidorem.
Zayn wrócił około 19:30, dobrze było go widzieć z szerokim uśmiechem na ustach. Stęskniłem się za nim, przez trzy dni nie było go w domu, spędzał czas w domu Josha. Usiadł z nami przy stoliku, częstując się plackiem Louisa, na co chłopak syknął.
- Jak tam? - zapytałem pchając kolejnego placka do buzi.
- Świetnie... Josh na osiemnaste urodziny, dostał od dziadków dwa bilety do Madrytu. Zgadnij kogo zabiera.
- Mnie? - odparł roześmiany Louis.
- Mhm, sto razy. Wyjeżdżamy osiemnastego grudnia.
Louis spojrzał na niego zrezygnowany.
- Spędzisz tam święta?
- Właśnie w tym problem... tak..
- Jak możesz? co roku spędzamy je razem, sami.
- Teraz jest Josh... nasze pierwsze święta, zrozum...
- Co mam zrozumieć?! - krzyknął Louis, odskakując od stołu. - Znalazłeś Josha, a ja jestem już na drugim planie? to miło, serio.
- Louis, uspokój się. - odparłem delikatnie, odkładając widelec.
- Harry, nie wtrącaj się. - poprosił Louis, a więc wyszedłem z kuchni, aby dać im dokończyć to, co zaczęli.
Nie minęło piętnaście minut, a po chwili Louis znalazł się w moim pokoju, siadając na kanapie.
- Spędzisz te święta ze mną? - zapytał, tak delikatnie...
- Lou, jasne. - zbliżyłem się do niego, przytulając jego małe ciało. - Jasne, że tak. - pogłaskałem jego głowę, zatapiając się w zapachu szamponu truskawkowego.
- Wiesz, Haz. Jesteś najlepszą rzeczą która spotkała mnie do tej pory.
boże, co to jest za gówno? :C jutro jadę na badania głowy, ponoć mam nerwicę..... ._.
- O co chodzi? - zapytałem wstając z kanapy. Louis spuścił głowę, zaciskając powieki.
- Ja mam białaczkę Harry, jestem chory. Nie chcę, abyś cierpiał...
- Żartujesz tak? - przycisnąłem dłoń do ust, z trudnością łapiąc oddech. Na Louisa twarzy urósł wielki, promienny uśmiech.
- Tak! żartuję, matko gdybyś widziała swoją min...
- Frajer, cholerny dupek! - krzyknąłem, idąc do swojego pokoju. Płakałem, no tak... przestraszyłem się! przez ten tydzień zaprzyjaźniłem się z Louisem i, nie wyobrażam sobie dnia bez niego. Pokochałem go...
Leżałem na łóżku, próbując opanować nerwy i napad migreny, położyłem się na brzuchu oddychając głęboko. Chłopak wszedł do pokoju, nawet nie pukając. Usiadł na łóżku, ''potrząsając'' mną ustawił mnie do pozycji siedzącej i, mocno przytulił.
- Masz rację, jestem straszny. Przepraszam. - pocałował mój policzek, przytulając mnie mocno. - Okej?
- Zrób mi kolację, przez reszta wieczoru obmyślę twoją karę. Możesz odejść. - Louis śmiejąc się wstał z łóżka. - Tosta z serem i pomidorem.
Zayn wrócił około 19:30, dobrze było go widzieć z szerokim uśmiechem na ustach. Stęskniłem się za nim, przez trzy dni nie było go w domu, spędzał czas w domu Josha. Usiadł z nami przy stoliku, częstując się plackiem Louisa, na co chłopak syknął.
- Jak tam? - zapytałem pchając kolejnego placka do buzi.
- Świetnie... Josh na osiemnaste urodziny, dostał od dziadków dwa bilety do Madrytu. Zgadnij kogo zabiera.
- Mnie? - odparł roześmiany Louis.
- Mhm, sto razy. Wyjeżdżamy osiemnastego grudnia.
Louis spojrzał na niego zrezygnowany.
- Spędzisz tam święta?
- Właśnie w tym problem... tak..
- Jak możesz? co roku spędzamy je razem, sami.
- Teraz jest Josh... nasze pierwsze święta, zrozum...
- Co mam zrozumieć?! - krzyknął Louis, odskakując od stołu. - Znalazłeś Josha, a ja jestem już na drugim planie? to miło, serio.
- Louis, uspokój się. - odparłem delikatnie, odkładając widelec.
- Harry, nie wtrącaj się. - poprosił Louis, a więc wyszedłem z kuchni, aby dać im dokończyć to, co zaczęli.
Nie minęło piętnaście minut, a po chwili Louis znalazł się w moim pokoju, siadając na kanapie.
- Spędzisz te święta ze mną? - zapytał, tak delikatnie...
- Lou, jasne. - zbliżyłem się do niego, przytulając jego małe ciało. - Jasne, że tak. - pogłaskałem jego głowę, zatapiając się w zapachu szamponu truskawkowego.
- Wiesz, Haz. Jesteś najlepszą rzeczą która spotkała mnie do tej pory.
boże, co to jest za gówno? :C jutro jadę na badania głowy, ponoć mam nerwicę..... ._.
niedziela, 29 września 2013
Chapter 3.
*tydzień później*
Dziwnie tu bez Harry'ego, tak cicho i nudno. Stęskniłem się za nim, nie daję tego po sobie poznać ale czuję się z tym strasznie. Natalie cały czas mówi, że Harry tylko namącił mi w głowię i, że tylko on się dla mnie liczy. Pokłóciłem się z nią oto, Harry jest najważniejszy i, nie pozwolę aby ktoś zniszczył to, co budowaliśmy przez te kilkanaście lat.
Spałem dziś na kanapie, po ponownej kłótni. To wszystko miało wyglądać inaczej. Otworzyłem zaspane oczy, widząc schodzącą po schodach Natalie, wyglądała ślicznie. Swoje długie. czarne loki związała w wysokiego kitka, a ubrana była w to.
- Dokąd idziesz? - zapytałem, wstając z kanapy.
- Do biura.
- Miałaś mieć wolne. - skwitowałem po chwili, unosząc brwi do góry.
- Ale wzięłam dodatkowe godziny. Idź do Harry'ego, odwiedź go. - zabrała kluczyki od auta i, kanapki z blatu.
- Czemu jesteś taka wredna? czemu nie pojmiesz tego, że mi na nim zależy?
Dziewczyna spojrzała na mnie i zaśmiała się.
- Może jeszcze powiedz, że go kochasz? wtedy zacznę uznawać cię za geja. - dokuczała nadal.
- Tak, kocham go. Bo dużo dla mnie zrobił, ja też zrobiłbym dla niego wszystko, nie waż się tego psuć.
- Jesteś żałosny Li, obiad masz w lodówce. - syknęła wychodząc z domu.
Wróć Hazz.
- Dzień Dobry. - powiedział zaspany Louis, kiedy wszedł rano do kuchni.
- Hejka, jak się spało? - zapytałem, smarując tosta dżemem. Chłopak usiadł koło i oparł swoją głowę o moje ramie, nadal mając zamknięte oczy.
- Źle? w nocy miałam wysoką gorączkę, nie za dobrze się czułem. - odpowiedział ledwo słyszalnie.
- Kładź się na kanapę, zrobię Ci herbatę i rozpuszczę witaminy. - wstałem z krzesła, a Louis stracił przez to równowagę.
- Kocham cię, Haz. - uśmiechnąłem się, nalewając wody do kubka.
- Wiem, wiem. - odparłem i, położyłem mu herbatę na stolik. - Przyniosę Ci kocyk, hm?
Okryłem go ciepłym, wełnianym kocem i popatrzyłem na niego chwilę. Rozczochrane włosy, czerwony noc i policzki, kochane.
- Co? - zapytał z zapchanym nosem.
- Nic mały, odpoczywaj. - pocałowałem jego czoło, siadając koło niego na kanapie. - Włączymy jakiś film? oglądałeś kiedy "Dom chłopców" ?
- Nie,a ty?
- Oglądałem, wypożyczę co? jest świetny.
- Jeśli tak mówisz. Ale pod jednym ale.
- No, jakim? - zaśmiałem się, idąc na chwilkę do kuchni.
- Położysz się koło mnie? zimno mi, i to strasznie. - wygiął dolną wargę, uśmiechając się głupkowato. - To co? przytulisz się do swojego Lou?
- Hah, czekaj odpalę film. - zrobiłem to, po chwili kładąc się koło Louisa. Objąłem go ręką w pasie, a drugą podtrzymałem głowę. Przykryłem nas kocem i, skupiliśmy się na filmie.
Louis tak bardzo na nim płakał, też było mi smutno kiedy jeden z chłopców zmarł. Tak się kochali.
- Nie płacz Lou, no co ty. - pogłaskałem go po głowię, śmiejąc się.
- Jeśli będę miał AIDS zostaniesz przy mnie? - zapytał, odwracając się do mnie.
- Aww, Louis zabiłbym się za Ciebie. Nie martw się, mały.
- Jesteś idealny Harry, nie oddam Cię nikomu. - uśmiechnął się, chowając głowę w mojej szyi. Pocałowałem jego policzek, kładąc się wygodniej.
- Mam nadzieję.
To był moment zdziwienia, czemu te cholerne motyle, aż ta bardzo szaleją w moim brzuchu. Nie mogę się kochać w Lou, to zniszczy całkowicie wszystko.
- Harry, zrób coś dla mnie.
- Wszystko. - pocałowałem jego czoło.
- Nie zakochuj się we mnie, proszę.
I jak?:)
Dziwnie tu bez Harry'ego, tak cicho i nudno. Stęskniłem się za nim, nie daję tego po sobie poznać ale czuję się z tym strasznie. Natalie cały czas mówi, że Harry tylko namącił mi w głowię i, że tylko on się dla mnie liczy. Pokłóciłem się z nią oto, Harry jest najważniejszy i, nie pozwolę aby ktoś zniszczył to, co budowaliśmy przez te kilkanaście lat.
Spałem dziś na kanapie, po ponownej kłótni. To wszystko miało wyglądać inaczej. Otworzyłem zaspane oczy, widząc schodzącą po schodach Natalie, wyglądała ślicznie. Swoje długie. czarne loki związała w wysokiego kitka, a ubrana była w to.
- Dokąd idziesz? - zapytałem, wstając z kanapy.
- Do biura.
- Miałaś mieć wolne. - skwitowałem po chwili, unosząc brwi do góry.
- Ale wzięłam dodatkowe godziny. Idź do Harry'ego, odwiedź go. - zabrała kluczyki od auta i, kanapki z blatu.
- Czemu jesteś taka wredna? czemu nie pojmiesz tego, że mi na nim zależy?
Dziewczyna spojrzała na mnie i zaśmiała się.
- Może jeszcze powiedz, że go kochasz? wtedy zacznę uznawać cię za geja. - dokuczała nadal.
- Tak, kocham go. Bo dużo dla mnie zrobił, ja też zrobiłbym dla niego wszystko, nie waż się tego psuć.
- Jesteś żałosny Li, obiad masz w lodówce. - syknęła wychodząc z domu.
Wróć Hazz.
- Dzień Dobry. - powiedział zaspany Louis, kiedy wszedł rano do kuchni.
- Hejka, jak się spało? - zapytałem, smarując tosta dżemem. Chłopak usiadł koło i oparł swoją głowę o moje ramie, nadal mając zamknięte oczy.
- Źle? w nocy miałam wysoką gorączkę, nie za dobrze się czułem. - odpowiedział ledwo słyszalnie.
- Kładź się na kanapę, zrobię Ci herbatę i rozpuszczę witaminy. - wstałem z krzesła, a Louis stracił przez to równowagę.
- Kocham cię, Haz. - uśmiechnąłem się, nalewając wody do kubka.
- Wiem, wiem. - odparłem i, położyłem mu herbatę na stolik. - Przyniosę Ci kocyk, hm?
Okryłem go ciepłym, wełnianym kocem i popatrzyłem na niego chwilę. Rozczochrane włosy, czerwony noc i policzki, kochane.
- Co? - zapytał z zapchanym nosem.
- Nic mały, odpoczywaj. - pocałowałem jego czoło, siadając koło niego na kanapie. - Włączymy jakiś film? oglądałeś kiedy "Dom chłopców" ?
- Nie,a ty?
- Oglądałem, wypożyczę co? jest świetny.
- Jeśli tak mówisz. Ale pod jednym ale.
- No, jakim? - zaśmiałem się, idąc na chwilkę do kuchni.
- Położysz się koło mnie? zimno mi, i to strasznie. - wygiął dolną wargę, uśmiechając się głupkowato. - To co? przytulisz się do swojego Lou?
- Hah, czekaj odpalę film. - zrobiłem to, po chwili kładąc się koło Louisa. Objąłem go ręką w pasie, a drugą podtrzymałem głowę. Przykryłem nas kocem i, skupiliśmy się na filmie.
Louis tak bardzo na nim płakał, też było mi smutno kiedy jeden z chłopców zmarł. Tak się kochali.
- Nie płacz Lou, no co ty. - pogłaskałem go po głowię, śmiejąc się.
- Jeśli będę miał AIDS zostaniesz przy mnie? - zapytał, odwracając się do mnie.
- Aww, Louis zabiłbym się za Ciebie. Nie martw się, mały.
- Jesteś idealny Harry, nie oddam Cię nikomu. - uśmiechnął się, chowając głowę w mojej szyi. Pocałowałem jego policzek, kładąc się wygodniej.
- Mam nadzieję.
To był moment zdziwienia, czemu te cholerne motyle, aż ta bardzo szaleją w moim brzuchu. Nie mogę się kochać w Lou, to zniszczy całkowicie wszystko.
- Harry, zrób coś dla mnie.
- Wszystko. - pocałowałem jego czoło.
- Nie zakochuj się we mnie, proszę.
I jak?:)
HEJA!
Subskrybuj:
Posty (Atom)