sobota, 14 września 2013

Chapter 13- udało się napisać..... *-*

"Wróć do domu, błagam martwię się" - zostawiłem mu kolejną wiadomość, dostawałem szału. Nie spałem, nie mogłem zasnąć, czułem się odpowiedzialny za Harry'ego, to mój mąż. Kocham go.
Piłem kolejny kubek mocnej kawy, to już trzecia pod rząd a godzina wybiła 02:30, cały czas powtarzałem sobie w głowie "Zarąbie go" lub "Przytulę go, kiedy zobaczę, że jest cały i zdrowy". Usiadłem na kanapie i, po prostu się rozpłakałem, nie miałem siły. Chciałem z powrotem takiego Harry'ego, jakiego poznałem.
Nagle drzwi od mieszkania otworzyły się, a w progu stał Nick trzymając już ledwo na rękach pijanego loczka. Odłożyłem telefon na łóżko, podchodząc do przyjaciela Harry'ego.
- Dzięki Bogu...połóż go na kanapę. - poprosiłem chłopaka, a ten wykonał moją prośbę. - Tak się o niego martwiłem... - westchnąłem ciężko, czując ulgę.
- Już w porządku, Louis. Też się martwiłem, pił kolejkę za kolejką. Płakał, mówiąc mi, że się wam nie układa. Typowy Harry po pijaku, ma 19 lat a już stanowczo przesadza.
- Nie układa się, przez Ciebie. Masz z nim romans tak?
- Oszalałeś? jestem w związku od trzech lat. Louis, nie powinienem Ci tego mówić, bo przysięgałem Harry'emu, to miała być tylko zabawa...
- O co chodzi? - syknąłem zdenerwowany.
- Louis, Harry bierze narkotyki.

Nie mogę się z nim rozwieść, przysięgaliśmy sobie, że będziemy razem do śmierci. Muszę mu pomóc [...]
Rano wstałem około 7:00, widząc pakującego się Harry'ego w salonie.
- Co ty robisz? - syknął, wywracając mu walizkę z ubraniami.
- Wyprowadzam się! - zapłakał żałośnie siadając na kanapę. - Nie radzę sobie, rozumiesz? nie pozwolę, abyś zmarnował sobie ze mną życie. - Jestem narkomanem, Lou!
- Powiedz mi jak długo to trwa?
- Od dnia kiedy zacząłeś prace. Byłem samotny, pracowałeś od rano do popołudnia, wracałeś do mieszkania nadal pracowałeś w sypialni na laptopie. Nie miałem nawet otworzyć to kogo buzi... - uspokoił się po chwili. - Poznałem Josha, chłopaka z Facebooka, spotkałem się z nim kilka razy. To on mnie w to wciągnął., nie mogę przestać.
- Musisz, nigdzie nie wyjeżdżasz. Razem przejdziemy  wszystko, słyszysz? myślisz, że cię zostawię Cię z tym samego? jesteś w błędzie, jesteśmy małżeństwem i, kocham cię.. wezmę urlop, zajmę się Tobą.
- Nie jestem dzieckiem! - krzyknął. - Pomóż mi... proszę, kochanie. Louis... zajmij się mną... potrzebuję tego, bo-bo tęsknie za Tobą. - zapłakał mocno, obaj płakaliśmy obficie nie wiedziałem co robić. Pocałowałem go delikatnie, przytulając go do swojej piersi. Był taki wykończony, podobnie jak ja. Nie spałem całą noc.
- Chodź do sypialni, prześpimy się. Jesteś wykończony. - wstałem z kanapy, ciągnąc go za rękę. Był taki mały i kruchy. Tak bardzo go kocham, nie pozwolę go zranić.


- Co ty odpieprzasz!? - znalazłem Harry'ego w łazience, kiedy właśnie brał kolejną zapewne kreskę.
- Louiss.. - uśmiechnął się szeroko. - Weź to. Lepiej się poczujesz.
- W co ty się pakowałeś?
- Weź to, spodoba Ci się kochanie. A potem może się zabawimy? - uśmiechnął się cwaniacko, całując moją szyję.
Sam nie wiedziałem co robić, czułem się zawiedziony na samym sobie. Miałem ochotę to zrobić, miałem ochotę na Harry'ego.
- Tylko raz. - zrobiłem to, a po chwili poczułem się całkiem odmieniony. - Na co czekasz? chodź do mnie.
Zielonooki zdjął z siebie bluzę i ruszył wprost na mnie,  patrzył na mnie mętnym wzrokiem. Wiedziałem, że Harry jest teraz bardzo podniecony, a to tylko wyłącznie przez narkotyki. Podniosłem się do góry i szybko przywitałem stojącego Harry'ego gwałtownym pocałunkiem.  Trochę go odrzuciło trochę do tyłu, lecz szybko odnalazł równowagę.
- Louis spokojnie. - szepnął między pocałunkami. - Masz mnie na całą noc, a może nawet na trochę więcej, wyluzuj. - odparł wplatając dłoń w moje włosy, oparł swoje czoło o moje. - Powiedziałem.. wyluzuj.
 - Choć - wziął mnie za rękę. - Weźmy jeszcze po kresce. - odparł Harry, ciągnąc mnie do łazienki.

~~~~~
załamałam się czytając rozdział. XD jestem nienormalna. XD wybaczcie. XD Czekam, na 6 komentarzy. :) dacie radę? :) x

środa, 11 września 2013

12? xd

Nadal nie mogę się pozbierać po tym co się stało, dziesięć godzin temu. Nadal, nie mogę uwierzyć w to, że jestem zaręczony z Louisem i, leże z nim w naszej nowej sypialni.
Lou kupił tu nowy dom, który jest przepiękny i, czuje, że Louis rzeczywiście dotrzymał słowa mówiąc, że zaczniemy od nowa.
Dziwinie się czuję, mam dopiero osiemnaście lat, a przeszedłem tak dużo... jestem z siebie dumny, że nie oszalałem przez to wszystko...
Jest świetnie. I naprawdę każdego dnia dziękuję, że mam Louisa Tomlinsona. Każdego. I będę za niego dziękował, już do końca swoich dni.
Jestem trochę przygnębiony z powodu dużych kosztów, które wydał Louisa na dom, muszę pomyślec o pracy, jeśli chcemy stworzyć normlaną rodzinę.
Hah, normalną? nam już żadem psychiatra nie pomożę. Nigdy nie pomyślałem, że będę tak śmiertelnie zakochany w swoim nauczycielu psychologii na którego prędzej nie zwracałem uwagi.
Rano postanowiłem się odwdzięczyć chodź drobną przyjemnością, Louisemu. Wstałem około godziny siódmej, bo Tomlinson był rannym ptaszkiem i, przeważnie to on przygotowywał śniadanie i kawę.
Tym razem będę to ja. Najpierw jednak przeszłem do łazienki (która była perfekcyjnie urządzona, przez Louiego) wziąłem ciepły prysznic, bo tym razem na dworze -10, umyłem zęby, ułożyłem włosy i, wróciłem do sypialni, by wziąć ciuchy.
Kiedy byłem już ubrany, założyłem buty, płaszcz oraz rękawiczki, modląc się, że zdąże wrócić przed Louisem.
Myliłem się.
Czekałem, dwadzieścia minut na kawę z cynamonem w Staebucksie. Cholera, kiedy wróciłem Louis był w kuchni robiąc sobie śniadanie.
Wszedłem do domu, rozbierając się rozrzutnie.
- Cholera. - syknąłem pod nosem, kładąc zakupy na blat.
- Tobie też, dzień dobry kochanie. - zaśmiał się, krojąc jabłko.
- Przepraszam. - pocałowałem go w czoło, siadając na przeciw niego. - Chciałem zrobić Ci śniadanie i, kawę. Kupić świerze owoce, czekoladki, ale czekałam dwadzieścia minut na kawę, a ty musiałeś już wstać!
Louis słuchał mnie uważnie, śmiejąc się głośno.
- Haha, kocham cię za twoją niezdarność, kochany jesteś.
- Cieszę się. - odparłem uśmiechnięty. - A tak zmieniając temat, kiedy poznać twoich rodziców? nie opowiadałeś mi o nich.
- Oni nie żyją Harry. - odparł spokojnie, uśmiechając się pocieszająco.
- Oł, przeoraszam...
- Nie wiedziałeś. Minęło, jest ok. Pójdziemy dziś do kina? leci fajny horror.
- Tytuł?
- "Dom na pustkowiu"? coś podobnego.
- Nie lubię horrorów. Potem mam koszmary. - zaśmiałem się.
- Nie śpisz sam. - podszedł do mnie, oplatając dłońmi moją talię. - Zapomniałeś?
- Najwidoczniej? - odparłem rozbawiony, po czym włożyłem jabłko do ust.
~o~
9,5 miesiąca później ; po ślubie.
Harry się zmienił i to niewiarygodnie. To już nie tem osiemnastoletni chłopiec którego poznałem. Stał się agresywny, denerwujący i bezczelny co nie podobało mi się w nim ani trochę. Do tego, chodzi jakiś markotny.
Wróciłem z pracy około 15:40. Znalazłem pracę, jako nauczyciel Angielskiego w podstawówce,
 prywatnej placówce i, naprawdę dobrze mi płacą. Jednak kiedy wracam do domu z pracy, humor mi się driamentalnie zmienia. W domu jest syf jak cholera, nie ma obiadu Harry nic nie robi kompletnie.
Tym razem było tak samo. Siedział na kanapie, obżerając się ciastkami. Już nawet żadko sypiamy razem... po kłótni przeważnie, zbiegam do salonu płacząc jak nienormalny. Po ślubie było perfekcyjnie, dopóki Harry nie poznał Nicka.
Wszedłem do domu, zastając to samo co zwykle.
- Cześć skarbie. - jak zwykle próbowałem załagodzić sytuację, zawsze tęskniłem za Harrym w szkole, jednak kiedy wracałem do domu miałem ochotę uciec.
- Hej. - odwrócił głowę uśmiechając się szeroko. Długo tego nie widziałem. - Tęskniłem, wiesz? - odparł, a uśmieszek nie schodził mu z ust. Przysiadłem na kanapie obok niego.
- Serio?
- Tak, tęsknie za Tobą każdej osobnej nocy, zmieńmy to.
- To zależy od Ciebie Haz.
- Tak długo, nie mówiłeś do mnie Haz. Tęsknie za twoim dotykiem, pocałunkami.
- Więc tęsknisz, tylko za wspólnymi nocami? mam uczucia Harry.
- Zaczynasz.
- Wcale nie.
- Tak, zaczynasz. Prowadzisz rozmowę na zły tor. Uświadom to sobie.
- Tak? a jak mam się czuć, kiedy wracam z roboty, a ty siedzisz na dupie, nie ma ani obiadu, ani sprzątniętego domu. Ogarnij się chłopie!
Chłopak nie zwracał na mnie uwagi, zaczął się ubierać.
- Znów wychodzisz, gdy coś sie dzieję.
- Zamknij się, wnerwiasz mnie.
- Dokąd idziesz?
- Do Nicka.
- Co? pomaga Ci się rozweselić, już dawno niepokoiły mnie te malinki na twojej szyji.
- Widzisz masz konkurencję. - zaśmiał się perfidnie wychodząc.
I kiedy wrócił wiedziałem co się z nim dzieję. I to wcale nie chodziło zdradę.