Rozdział 17.
włącz: https://www.youtube.com/watch?v=WOKI_tIBWVI /
'' - Od dwóch miesięcy biorę leki na
depresję. Zaczęło się to, kiedy próbowałem odebrać sobie życie, na
dzielnicy Beller Street, po zerwaniu z Zaynem. Z dnia na dzień, robiłem
bardziej głupsze rzeczy. Zalewałem nadgarstki wrzątkiem, ciąłem się..
coraz bardziej o nim zapominam i jest dobrze. Jednak wtedy, kiedy był w
klubie.. - zatrzymałem się. - W tej chwili jest mi obojętny, wiedz, że
nie opuszczę Cię, bo nie wyobrażam sobie ani jednego dnia, bez Ciebie
ale nie chcę, abyś męczył się z chorym człowiekiem. Nie potrzebuję też,
żadnej opieki, więc proszę Louis nie rozczulaj się nade mną. - zaśmiałem
się krótko, po czym złapałem jego dłoń. Był zszokowany, nawet nie
odwzajemniał moich teraźniejszych uczuć.
- Przepraszam, że nie powiedziałem prędzej. Nie chciałem Cię martwić.
- Poradzimy sobie razem. Pomogę Ci. -
pogłaskał mój policzek. - Kocham Cię, bez względu na to, czy zabijesz
człowieka, napadniesz na bank a nawet... będziesz miał problemy
psychiczne. ,,
Nie zapomnę tego dnia Louis.
'' Ludzie! -
krzyknąłem głośno i donoście. Ustałem na ławkę, nadal krzycząc. -
Widzicie tego chłopaka?! - wskazałem palcem na Lou, który siedział i
nabijał się. - Kocham go! Kocham go tak bardzo, że aż ciężko mi to
wykazać! Słyszycie! Bardzo mi na nim zależy! - krzyczałbym dalej, gdyby
nie Louis, który uśmiechnięty, ściągnął mnie z ławki.
- Rozumiem Hazz, zależy Ci. Kocham Cię i dziękuję. - złapał moją rękę ,,
I tak jest. Przypomnij sobie to, Lou.
- Hm dobra, teraz ja. Co być zrobił, gdyby jakiś koleś podrywał mnie
przy Tobie? - zapytałem chłopaka, kiedy już najedzeni po kolacji,
odpoczywaliśmy sobie na leżaku w ogródku Harry'ego, zadając sobie dziwne
pytania.
- Pewnie powiedziałbym mu, że ma się od Ciebie odwalić, a po czasie
strzelił mu w ryj. - uśmiechnął się szeroko, całując mnie w czoło.
- Dobra odpowiedź. - pochwaliłem go, wymyślając swoje pytanie. -
Wybaczyłbyś mi po jednej zdradzie? - zapytałem niepewnie, obawiając się
jego reakcji. - Niczego nie sugeruję, po prostu pytam.
- Nie wiem, zależy. Ale pewnie tak, za bardzo mi na Tobie zależy. -
pogłaskał mnie po włosach. - Ale nie zrobisz mi tego, co? - zaśmiał się
krótko, patrząc na mnie poważnie.
- Głupi jesteś, jasne, że nie debilu.
Kłamałeś Louis, miałeś mi tego nie zrobić [...]
- zapłakałem głośno, przypominając sobie kolejną sytuację.
- Dzięki Lou, świetnie się z Tobą bawiłem. - uśmiechnąłem się, kiedy
zauważyłem, że Lou podszedł bliżej, stykaliśmy się torsami.
- Cieszę się. Tak poza tym, zapomniałem o prezencie. - złapał mój
policzek, kreśląc kciukiem koła. - Wszystkiego Najlepszego, kochanie. -
nachylił się do mnie, całując mnie delikatnie. W końcu zasmakowałem,
smak jego ust które obserwowałem przez cały też czas.
Pierwszy pocałunek, ugr... był piękny.
- To moje miejsce. - usłyszałem przyjemny męski głos. Otworzyłem oczy,
widząc wysokiego lokowatego chłopaka, w słomianym kapeluszu, dżinsowych
szortach, fioletowej kratkowanej koszuli i, bosych nogach.
- Ekhm, w takim razie.. dosiądź się. - uśmiechnąłem się uprzejmie, przesuwając się odrobinę.
- O, dziękuję. Pierwszy raz, się zdarza, że ktoś siada pod moim drzewkiem. - zaśmiał się krótko.
- Właśnie przyjechałem, jestem Louis Tomlinson. Miło mi Cię poznać, loczku. - uśmiechnąłem się wyciągając w jego kierunku rękę.
- Harry Styles, jestem tu co roku, ale właśnie przyjechałem. - uścisnął moją rękę. - Wiesz, Lou. Mogę tak na Ciebie mówić? - zapytał, na co przytaknąłem z uśmiechem.
- Więc Lou, czuję, że to będzie przyjaźń na całe wakacje, lub może coś więcej. - zaśmiał się.
Co za chłopak..
- Ekhm, w takim razie.. dosiądź się. - uśmiechnąłem się uprzejmie, przesuwając się odrobinę.
- O, dziękuję. Pierwszy raz, się zdarza, że ktoś siada pod moim drzewkiem. - zaśmiał się krótko.
- Właśnie przyjechałem, jestem Louis Tomlinson. Miło mi Cię poznać, loczku. - uśmiechnąłem się wyciągając w jego kierunku rękę.
- Harry Styles, jestem tu co roku, ale właśnie przyjechałem. - uścisnął moją rękę. - Wiesz, Lou. Mogę tak na Ciebie mówić? - zapytał, na co przytaknąłem z uśmiechem.
- Więc Lou, czuję, że to będzie przyjaźń na całe wakacje, lub może coś więcej. - zaśmiał się.
Co za chłopak..
Tam się spotkaliśmy... kto by pomyślał, że w takich okolicznościach, poznam taką osobę.
Tak wspaniałą. Mimo wszystko.
Postanowiłem zaprosić do swojego mieskania Nialla i Liama, długo z nimi nie rozmawiałem, przy okazji chcę ich poprosić o radę.
- Harry, czy wszystko gra? - zapytał Liam, siadając koło mnie. Zlekceważyłem jego pytanie, czując, że za chwilę się rozpłaczę, tak nieszczęśliwie i żałośnie. I tak się też stało. Oparłem brodę o kolano, zasłaniając rękoma oczy. - Louis odszedł... - wymruczałem cicho.
- Jak to, gdzie odszedł? - zapytał zdenerwowany Niall.
- Ode mnie. Zostawił mnie dla Jasona. - zapłakałem ponownie, krztusząc się łzami.
- Dla tego cholernego dupka?! - krzyknął Liam, wstając z kanapy.
- Ten dupek, ma teraz niewyobrażalne szczęście, bo ma Louisa przy sobie. - odparłem zasmucony.
- Poradzisz sobie. - Niall poklepał mnie po ramieniu.
- Chcę umrzeć. - podniosłem głowę patrząc na dwójkę chłopaków. Takich szczęśliwych.
- Wypieprzaj stąd! - Jason krzyknął na mnie po raz drugi, chciałem tak bardzo porozmawiać z Lou.
- Zawołaj go, proszę. - zacisnąłem powieki.
- On Cię nie chcę! - odpowiedział dumny.
- Zawołaj go, dupku! - krzyknąłem głośno, łapiąc go za koszulkę, uderzając go w twarz drugą ręką. Wszedłem do środka, Louis siedział na kanapie z podkulonymi nogami, chowając twarz między nogi.
- Lou... - wyszeptałem delikatnie, podchodząc do niego.
- Wyjdź stąd nie możesz tu być! Gdzie Jason? co mu robiłeś? - krzyknął do mnie, popychając mnie.
- Jak możesz mi to robić? nie kochasz mnie?
- Po mało zaczynam się odkochiwać. Harry.. - szepnął mi do ucha. - Ja Cię tylko chronię. Reszta jest za pokaz. - odparł. - Proszę wyjdź, Jason się wkurzy.
- Napisz do mnie jutro... proszę. - zapłakałem cicho.
- Nie płacz, błagam nie płacz. Odwiedzę Cię jutro. Teraz odejdź. - odparł, a ja wyszedłem przechodząc koło ciepriącego z bólu Jason. - Zginiesz sukinsynu. - syknąłem kopiąc co.
~~~~~~
jakie gówno, do tego " z" nie chcę mi diałać i źle mi się piszę. ja piepre.