sobota, 27 lipca 2013

Larry Stylinson - 17. x

Rozdział 17. 
włącz: https://www.youtube.com/watch?v=WOKI_tIBWVI / 
'' - Od dwóch miesięcy biorę leki na depresję. Zaczęło się to, kiedy próbowałem odebrać sobie życie, na dzielnicy Beller Street, po zerwaniu z Zaynem. Z dnia na dzień, robiłem bardziej głupsze rzeczy. Zalewałem nadgarstki wrzątkiem, ciąłem się..  coraz bardziej o nim zapominam i jest dobrze. Jednak wtedy, kiedy był w klubie.. - zatrzymałem się. - W tej chwili jest mi obojętny, wiedz, że nie opuszczę Cię, bo nie wyobrażam sobie ani jednego dnia, bez Ciebie ale nie chcę, abyś męczył się z chorym człowiekiem. Nie potrzebuję też, żadnej opieki, więc proszę Louis nie rozczulaj się nade mną. - zaśmiałem się krótko, po czym złapałem jego dłoń. Był zszokowany, nawet nie odwzajemniał moich teraźniejszych uczuć. 
- Przepraszam, że nie powiedziałem prędzej. Nie chciałem Cię martwić. 
- Poradzimy sobie razem. Pomogę Ci. - pogłaskał mój policzek. - Kocham Cię, bez względu na to, czy zabijesz człowieka, napadniesz na bank a nawet... będziesz miał problemy psychiczne. ,,
Nie zapomnę tego dnia Louis. 

'' Ludzie! - krzyknąłem głośno i donoście. Ustałem na ławkę, nadal krzycząc. - Widzicie tego chłopaka?! - wskazałem palcem na Lou, który siedział i nabijał się. - Kocham go! Kocham go tak bardzo, że aż ciężko mi to wykazać! Słyszycie! Bardzo mi na nim zależy! - krzyczałbym dalej, gdyby nie Louis, który uśmiechnięty, ściągnął mnie z ławki.
- Rozumiem Hazz, zależy Ci. Kocham Cię i dziękuję. - złapał moją rękę ,,
I tak jest. Przypomnij sobie to, Lou.

- Hm dobra, teraz ja. Co być zrobił, gdyby jakiś koleś podrywał mnie przy Tobie? - zapytałem chłopaka, kiedy już najedzeni po kolacji, odpoczywaliśmy sobie na leżaku w ogródku Harry'ego, zadając sobie dziwne pytania. 
- Pewnie powiedziałbym mu, że ma się od Ciebie odwalić, a po czasie strzelił mu w ryj. - uśmiechnął się szeroko, całując mnie w czoło. 
- Dobra odpowiedź. - pochwaliłem go, wymyślając swoje pytanie. - Wybaczyłbyś mi po jednej zdradzie? - zapytałem niepewnie, obawiając się jego reakcji. - Niczego nie sugeruję, po prostu pytam. 
- Nie wiem, zależy. Ale pewnie tak, za bardzo mi na Tobie zależy. - pogłaskał mnie po włosach. - Ale nie zrobisz mi tego, co? - zaśmiał się krótko, patrząc na mnie poważnie. 
- Głupi jesteś, jasne, że nie debilu.
 Kłamałeś Louis, miałeś mi tego nie zrobić [...]
- zapłakałem głośno, przypominając sobie kolejną sytuację. 

- Dzięki Lou, świetnie się z Tobą bawiłem. - uśmiechnąłem się, kiedy zauważyłem, że Lou podszedł bliżej, stykaliśmy się torsami. 
- Cieszę się. Tak poza tym, zapomniałem o prezencie. - złapał mój policzek, kreśląc kciukiem koła. - Wszystkiego Najlepszego, kochanie. - nachylił się do mnie, całując mnie delikatnie. W końcu zasmakowałem, smak jego ust które obserwowałem przez cały też czas.
Pierwszy pocałunek, ugr... był piękny. 

- To moje miejsce. - usłyszałem przyjemny męski głos. Otworzyłem oczy, widząc wysokiego lokowatego chłopaka, w słomianym kapeluszu, dżinsowych szortach, fioletowej kratkowanej koszuli i, bosych nogach.
- Ekhm, w takim razie.. dosiądź się. - uśmiechnąłem się uprzejmie, przesuwając się odrobinę.
- O, dziękuję. Pierwszy raz, się zdarza, że ktoś siada pod moim drzewkiem. - zaśmiał się krótko.
- Właśnie przyjechałem, jestem Louis Tomlinson. Miło mi Cię poznać, loczku. - uśmiechnąłem się wyciągając w jego kierunku rękę.
- Harry Styles, jestem tu co roku, ale właśnie przyjechałem. - uścisnął moją rękę. - Wiesz, Lou. Mogę tak na Ciebie mówić? - zapytał, na co przytaknąłem z uśmiechem.
- Więc Lou, czuję, że to będzie przyjaźń na całe wakacje, lub może coś więcej. - zaśmiał się.
Co za chłopak..  
Tam się spotkaliśmy... kto by pomyślał, że w takich okolicznościach, poznam taką osobę. 
Tak wspaniałą. Mimo wszystko. 
Postanowiłem zaprosić do swojego mieskania Nialla i Liama, długo z nimi nie rozmawiałem, przy okazji chcę ich poprosić o radę. 
- Harry, czy wszystko gra? - zapytał Liam, siadając koło mnie. Zlekceważyłem jego pytanie, czując, że za chwilę się rozpłaczę, tak nieszczęśliwie i żałośnie. I tak się też stało. Oparłem brodę o kolano, zasłaniając rękoma oczy. - Louis odszedł... - wymruczałem cicho.
- Jak to, gdzie odszedł? - zapytał zdenerwowany Niall.
- Ode mnie. Zostawił mnie dla Jasona. - zapłakałem ponownie, krztusząc się łzami. 
- Dla tego cholernego dupka?! - krzyknął Liam, wstając z kanapy. 
- Ten dupek, ma teraz niewyobrażalne szczęście, bo ma Louisa przy sobie. - odparłem zasmucony. 
- Poradzisz sobie. - Niall poklepał mnie po ramieniu. 
- Chcę umrzeć. - podniosłem głowę patrząc na dwójkę chłopaków. Takich szczęśliwych.


- Wypieprzaj stąd! - Jason krzyknął na mnie po raz drugi, chciałem tak bardzo porozmawiać z Lou. 
- Zawołaj go, proszę. - zacisnąłem powieki. 
- On Cię nie chcę! - odpowiedział dumny.
- Zawołaj go, dupku! - krzyknąłem głośno, łapiąc go za koszulkę, uderzając go w twarz drugą ręką. Wszedłem do środka, Louis siedział na kanapie z podkulonymi nogami, chowając twarz między nogi.
- Lou... - wyszeptałem delikatnie, podchodząc do niego. 
- Wyjdź stąd nie możesz tu być! Gdzie Jason? co mu robiłeś? - krzyknął do mnie, popychając mnie. 
- Jak możesz mi to robić? nie kochasz mnie? 
- Po mało zaczynam się odkochiwać. Harry.. - szepnął mi do ucha. - Ja Cię tylko chronię. Reszta jest za pokaz. - odparł. - Proszę wyjdź, Jason się wkurzy. 
- Napisz do mnie jutro... proszę. - zapłakałem cicho.
- Nie płacz, błagam nie płacz. Odwiedzę Cię jutro. Teraz odejdź. - odparł, a ja wyszedłem przechodząc koło ciepriącego z bólu Jason. - Zginiesz sukinsynu. - syknąłem kopiąc co.

~~~~~~
jakie gówno, do tego " z" nie chcę mi diałać i źle mi się piszę. ja piepre.

czwartek, 25 lipca 2013

Larry Stylinson- 16.

Rozdział 16|
- Nie martw się. Niczego złego nie zrobię, przecież Ci to obiecałem. - Louis właśnie wybierał się na spotkanie z Jasonem, chłopak prosił go o to. Chciał go przeprosić. Śmieszyło mnie to, ale mój chłopak zdecydował się wybrać na umówione spotkanie. Trochę się posprzeczaliśmy, tak bardzo nienawidziłem tamtego kolesia, gr. - Będę góra, za półtorej godziny. Pa, skarbie. - odparł, całując mnie przelotnie w czoło w trakcie kiedy grałem w konsolę, centralnie nie zwracając na niego uwagi. Denerwował mnie. 
Louis szedł na spotkanie około godziny osiemnastej. Jest po dwudziestej, nie odpiera telefonu, na SMS-y też nie odpowiada, powiewa mi tu kłamstwem. Cholernym, śmierdzącym kłamstwem. Siedziałem na kanapie trochę zdławiony i zdenerwowany, z niechęcią pijąc kawę aby trochę mną potrząsnęła. Nic mnie nie relaksowało, mogę się nawet z nim pokłócić, ale chcę, żeby był w moim mieszkaniu, chcę wiedzieć, że jest bezpieczny. Tak przy okazji, dzwonili rodzice życząc mi udanego tygodnia, zostając z babcią u Gemmy i jej chłopaka, jak "miło", Gemma w końcu się nami zainteresowała. 
( Włącz to :<  )
Louis o około dwudziestej trzydzieści przyszedł, nie zwracał na mnie uwagi kompletnie. Wziął swój plecak, wrzucając do niego swoje ubrania. Trochę mnie to wystraszyło.
- Co ty wyprawiasz? - zapytałem, wstając z kanapy. - Posłuchaj Louis, nie odbierałeś telefonów, nie odpisywałeś na SMS-y, co ty odpieprzasz? Martwiłem się. - odparłem dość ostro.
- To koniec. - odparł normalnie, bez żadnych emocji. Po prostu, jakby to nic dla niego nie znaczyło. 
Nie przyjąłem tego. 
Co to miało znaczyć? 
Powtórz Louis.
- Słucham? - przełknąłem mocno ślinę. 
- Słyszysz Harry... - westchnął zakładając plecak na plecy. - Zrozumiałem, że Jason to jedyny. Było mi z nim dobrze, przepraszam. - spuścił głowę, poprawiając przy tym włosy. Poczułem się jak małe dziecko, któremu powiedziano, że rodzice go nie kochają, a koledzy nie lubią, a może nawet gorzej. Poczułem się strasznie, czując na ciele nieprzyjemne dreszcze. 
- Żartujesz prawda? - zapytałem niepewnie, czułem, że łzy już się wylewają. 
- Nie. To nie żart, zrozum to. A i jeśli, będziesz nas nękał... wiesz, nachodzenie mnie, grożenie Jasonowi lub coś w tym stylu, nie skończy się dla Ciebie dobrze. 
- Louis... o czym ty mówisz? Co on Ci nagadał? przecież, przepraszałeś mnie, prosiłeś o szansę, a teraz? - rozpłakałem się. - Louis, nie kłam. Proszę zostań. - rzuciłem się na kolana, błagając go aby został. Nie poradzę sobie, bez niego w tym strasznym świecie. 
- Poniżasz się, dzieciaku. - parsknął złośliwie. - Do widzenia, Harry. - odszedł bez grama skruchy.
Gdzie jest Louis, który każdego dnia, mówi, że mnie kocha? 
Który okazuje mi uczucia? 
Przecież Jason, musiał mu coś nagadać. 
Nie zrobiłby tego, od tak po prostu. To ściema. 
Ale on odszedł. 
powiedział do widzenia. 
I co ja miałem teraz zrobić? Usiąść się na kanapę i oglądać telewizję? Teraz, kiedy straciłem najważniejszą osobę, jaką do tej pory miałem. Ja pieprze, nie wiem co robić. 
To jest bez sensu. 
To cholerne życie, które daję mi w kość każdego dnia, jest okrutne. 
Louis jest okrutny. 
Cholerny dupek, którego kocham do szaleństwa. 

~~~~~~
Nie zabijcie mnie za taki tok akcji, proszę was.:Dx Napiszcie co o tym myślicie. ^^/

Larry Stylinson- 15.

Rozdział 15|
- Nie powinienem tu przychodzić. Przepraszam. - puściłem dłoń Louisa, odsuwając krzesło od stołu.
- Nie twoja wina, Harry. - Louis wstał za mną, łapiąc moją rękę. - Jeśli chcesz, możemy wrócić do mnie. Posiedzimy sobie sami. - uśmiechnął się delikatnie. - Zrobimy sobie coś ciepłego do picia i posiedzimy w ogrodzie. - zaproponował. Marzyłem o tym, właśnie o tym marzyłem. 
- Będę koło samochodu, dobrze? - przytuliłem go, czując się winny całej aferze. 
- Zaraz wrócę. - odparł uśmiechnięty, podchodząc na chwilę do rodziców. Wyszedłem z restauracji totalnie zdołowany. Bycie gejem nie jest łatwe. 
Ustałem koło auta Louisa, czując nagle potrzebę zapalenia papierosa. Dwóch kolesi przechodziło obok mnie, postanowiłem poprosić o fajkę. 
- Sorry, masz papierosa? - zapytałem, zatrzymując.
- Jasne. - wyjął z kieszeni paczkę, częstując mnie jednym. 
- Kurde, dzięki. Masz ognia? - zapytałem. Chłopak po chwili odpalił mi papierosa, uśmiechając się i idąc w swoim kierunku. Stałem popalając papierosa, kiedy Ci sami kolesie podeszli do mnie ponownie. 
- Tak sobie pomyślałem. - zaczął jeden z nich, podobał mi się jego ubiór, fajny full cap, siwe dresy, zielona koszula w kratę i, kolorowe air maxy. Włosy miał bodajże czarne, trochę dłuższe. - Może wpadniesz do mnie, hm? - zapytał dotykając mojego brzucha i uśmiechając się podniecająco. Zawsze lubiłem być podrywany, przez takich chłopaków czułem się przystojny i dowartościowany.
- Mam chłopaka. - wypuściłem dym z ust.
- Chłopak nie musi wiedzieć... - rozpiął pierwszy guzik mojej koszulki, w trakcie kiedy drugi stał z boku, śląc mi nikłe uśmieszki. 
- Uważam inaczej. Więc idź dobrze? - odparłem przyjaźnie, wyrzucając papierosa. Zapiąłem guzik mojej koszuli. Chłopak zaczął mnie denerwować, robił się natarczywy. Przybliżył się trochę bliżej mnie, dotykając mojego policzka. - Będzie fajnie, chodź. - złapał moją dłoń.
- Toć, ty go zostaw. - Louis podszedł do mnie, dając mi kluczyki do auta. - On ma chłopaka, chyba Ci to mówił. - syknął, podchodząc do niego. - Podrapać Ci buźkę? - zapytał. 
- Zabawny jesteś. - pchnął go, oddalając się z chłopakiem którego po chwili złapał za rękę. Okej? to było bardzo dziwne. 
Przez całą drogę to domu, wyrywałem co chwila niekontrolowanym śmiechem. Louis zerkał na mnie podejrzanie, patrząc jak na debila. 
- Wezwać pomoc, kochanie? - uśmiechnął się lekko. 
- Hahaha. Nie trzeba, dzięki Lou. - odparłem.
- Z czego tak ciągle się śmiejesz? 
- Jestem aż tak pociągający dla innych? Właśnie przed chwilą, jakiś obcy typ zaproponował mi, abym się z nim przespał. To chore, muszę być gorący. - poprawiłem włosy, zerkając na Louisa.
- Bo jesteś. Gdybym Cię spotkał, w życiu nie pomyślałbym, że masz osiemnaście lat. Serio, ja za chwilę kończę dwadzieścia trzy lata? 
- Tak, twoje urodziny już za cztery miesiące. - odparłem uśmiechnięty. 
- Nie jest Ci głupio, że masz starszego faceta? - zapytał zarumieniony.
- Jasne, że nie. Nawet to lepiej, możesz mnie ochronić przed wiele ma błędami. Poprowadzisz mnie we właściwą stronę, a w dodatku jesteś przystojny.
- Dobra, dobra daruj sobie. - odparł, wjeżdżając do garażu. - Na co masz ochotę? na coś ciepłego? może wino? - zapytał, wychodząc z auta.
- Sam nie wiem. Wolałbym raczej, kakao i Ciebie obok. - podszedłem do niego, przytulając go od tyłu. Położyłem podbródek na jego ramieniu. - Co ty na to? Może potem, wspólna kąpiel? - zamruczałem mu do ucha. 
- Zobaczymy, napalony małolacie. - zaśmiał się, odrywając mnie od siebie. Złapał mnie za rękę prowadząc do mieszkania. Dał mi swoje domowe cichy, w które przebrałem się od razu. Powiedziałem mu, że ma zrobić kakao, a ja poczekam na dworze. Wziąłem brązowy wełniany sweter z pokoju gościnnego, siadając i okrywając się nim na zewnątrz.
Jego taras był naprawdę świetny, najbardziej tam lubiłem spędzać czas z moim chłopakiem. Usiadłem na dużą rogówkę, okrywając się brązowym kocem. Po chwili Lou przyszedł, z dwoma kubkami kakaa. Siadając tuż obok mnie, podał mi jedną całując przy tym mój policzek. Jak bardzo kochałem tego debila. Jedną ręką objął mnie mocno, co chwilę całując mnie pojedynczo. 
- Kocham Cię, wiesz, że zrobię dla Ciebie wszystko? Jeśli będziesz miał problemy z tymi lekami, czy coś w tym stylu, to pamię..
- Wiesz, Lou. Pomożesz mi. - złapałem jego policzek, całując go delikatnie. - Nawet nie wiesz, jakie miałem problemy dopóki Ciebie nie poznałem. Pokazałeś mi nową drogę. - uśmiechnąłem się, przytulając go. 


Skomentuj-dziękuję.:)x ♥

środa, 24 lipca 2013

Larry Stylinson- 14.

Rozdział 14|
Akurat usłyszałem pukanie do drzwi, kiedy brałem prysznic. Złapałem ręcznik, owijając się nim dokładnie. 
Podbiegłem do drzwi, szybkim ruchem je otwierając. Obiecane przyjście Louisa, zostało dotrzymane. Chłopak wszedł do środka, całując mnie przelotnie wręczył mi pięć róż. 
- Ostatnie pewnie wyrzuciłeś. - zaśmiał się, siadając na kanapie.
- Tak, zgada się. - przyznałem ochoczo. - Zasłużyłeś na to. 
- Tak wiem. Przepraszam... 
- Daj już spokój, nie chcę o tym gadać. Teraz pozwolisz, że dokończę prysznic. - uśmiechnąłem się.
- Możemy dokończyć go razem. - uniósł brwi śmiejąc się przy okazji.
- Chciałbyś. - wytknąłem mu język, wchodząc do łazienki. 
Nie minęło 10 minut, a Louis już wołał mnie z salonu. 
- Harry! 
- Słucham, Lou! 
- Skończyłeś brać prysznic?! - krzyknął.
- Już wychodzę. - odparłem, łapiąc koszulkę w rękę. - Co jest? - wyszedłem z łazienki, Louis nadal grzebał coś w komórce.
- Nici z naszych planów na wieczór. - odparł zdołowany. - Moi wujkowie przyjechali, chcieli mnie zobaczyć i poznać moją dziewczynę. - zaśmiał się zdenerwowany.
- Przecież jesteś gejem? - zapytałem zdezorientowany.
- Tak Harry, przecież wiem. - uśmiechnął się. - Oni myślą, że jestem hetero. Dlatego chcę im Ciebie przedstawić. - odparł. 
- Oł. - zdenerwowany potarłem ręką kark. - Dobrze, o której to spotkanie?
- Za 30 minut. - syknął uśmiechnięty. - Dasz mi jakieś ubrania? 
- Jasne. Sam muszę coś wymyślić, co na siebie włożę. Chodź do pokoju. - pobiegliśmy na górę, otwierając szafę. 
- Za czysto, tu nie masz. - odparł roześmiany Louis, który zaczął przebierać ciuchami. - Ubierzesz to, to i hm, to. - podał mi czarne rurki, białe conversy, ciemną marynarkę i białą koszulę. Sam wybrał sobie, prawie podobny zestaw. 

~*~
Obawiałem się tej kolacji. Louis mówił, że ich wujkowie są bardzo szczerzy, bogaci i potrafią być złośliwi. 
Więc stresowałem się kiedy jechaliśmy samochodem na umówioną kolację, w jednej z najdroższych restauracji w Londynie. Dojechaliśmy, Louis złapał mnie za rękę uśmiechnięty i pewny siebie. 
Weszliśmy do środka restauracji, jego rodzina już siedziała popijając najdroższe, czerwone wino. 
Ja i Louis, weszliśmy do restauracji pełni obaw, ale usiedliśmy przy stole nadal trzymając się za rękę. Pani Katrin to zauważyła, patrząc na mnie groźnie.
- Kim jest ten młody dżentelmen? - zapytała wstając, również wstałem podając jej rękę.
- Miło mi panią poznać. - uśmiechnąłem się, ściskając jej dłoń. - Nazywam się Harry Styles. Ja um, jestem.. spotykam się z Pani siostrzeńcem. - odparłem, puszczając rękę. 
- Słucham? - chrząknęła. 
- Widzisz Katrin. - zaczęła Pani Joy. - Długo nas nie widziałaś, Louis spotyka się z chłopcami. Harry to wspaniały młody mężczyzna. - dotknęła mojego ramienia, kiedy usiadłem.
- Ile masz lat, Harry? - zapytała, wyciągając z torebki papierosa, odpaliła go, bezczelnie wydmuchując mi w twarz dym. Odkaszlnąłem dwa razy, zanim zdążyłem coś powiedzieć. 
- Harry, ma 18 lat ciociu. - Lottie wtrąciła się podle. 
- 18 lat?! Louis, jesteś prawię pięć lat starszy. Harry, mógłby się umawiać z Lottie! Szaleństwo. 
- Harry jest bardzo dojrzały. - powiedział Louis, łapiąc moją dłoń. - Kocham go. - uśmiechnął się do mnie, na co na mojej twarzy, tez pojawił się cień uśmieszku. 
- Nie podoba mi się to. - żachnęła się. - Myślałam, że przyjdziesz z piękną dziewczyną z dobrej rodziny. 
- Oh, Katrin. - parsknął mój wuj. - Daj im spokój, kochają się to najważniejsze. - odparł wujek. - Mi się Harry bardzo podoba, witaj w rodzinie synu.
- Bardzo Panu dziękuję. - przytaknąłem zarumieniony.
- A dom, dzieci, ślub? normalna rodzina? - powiedziała jego ciotka.
- Przepraszam Panią. - wtrąciłem się. - Mamy zamiar razem zamieszkać, myślimy nad ślubem, na dziecko prędzej czy później też będziemy gotowi, jest invitro i adopcja, to będzie normalna rodzina. - odparłem. 
- Harry, ma rację ciociu.. - dokończył Louis. 
- To jest nienormalne! Każde dziecko potrzebuję matki i ojca! - uniosła się. 
- Uspokój się ciociu.. - odparłem. - Wszystko mamy ustalone. 
- Odechciało mi się kolacji, do widzenia. - wstała od stołu, na czym spotkanie dobiegło końca. x 


Podoba się? :) Mam nadzieję, miłego dnia życzę. Dziękuję za komentarze, zawsze poprawiają mi dzień. :)x

wtorek, 23 lipca 2013

Larry Stylinson 13.

Rozdział 13| Harry to nie tak...
- Harry! - zawołałem go po raz kolejny, biegnąc za nim szybko. Próbowałem dorównać mu kroku, jednak chłopak nie odpuszczał. Był zły i zapłakany. A kto do tego dopuścił? ja, chłopak który kocha go najbardziej. 
Cholera, co ja myślałem całując Jasona? Nie mam bladego pojęcia, nie czułem takiej potrzeby a zrobiłem to.
Harry to widział [...] 
- Stój! - zatrzymałem go mocnym pociągnięciem za rękę. - Nie rób scen. 
- Kurde Louis, chyba za chwilę Ci przy pieprze. - zatrzymał się, pchając mnie zawzięcie. - Ja robię sceny!? ciekawe jak ty byś się zachował widząc, mnie w takiej sytuacji. - krzyknął, nie zwracaliśmy kompletnie uwagi na to, że wokół nas jest pełno ludzi.
- Wybacz. - dotknąłem jego ręki, którą zaraz zabrał. - Nie mogę się wytłumaczyć. Po prostu to zrobiłem, nie wiem czemu. - tłumaczyłem, jąkając się.
Harry patrzył na mnie zrezygnowany, chyba jednak liczył na tłumaczenie, ale nie miałem go. Patrzył na mnie zapłakanymi oczami.
- Na razie nie wiem co o tym myśleć. - otarł oczy. - Ale w tej chwili nie myśl nawet o kontaktowaniu się ze mną. - odparł ostro, odchodząc ode mnie. Stałem chwilę, przyswajając tą wiadomość. Podbiegłem do niego, zatrzymując go.
- Co ze wspólnym mieszkaniem? - zapytałem zaniepokojony.
- Wybij to sobie z głowy. - ominął mnie szerokim łukiem, wracając do mieszkania.
Kopnąłem obok stojący śmietnik, przeklinając w kółko. Tak bardzo jestem na siebie zły, cholera.


W domu byłem sam. Rodzice wyjechali do rodziny, w sumie sam im kazałem. Chciałem zostać sam, tego potrzebowałem. Nadal nie mogę wyrzucić z głowy tego widoku, ich pocałunku.
Płakałem chciałem ściągnąć z siebie ten cały ciężar który we mnie tkwił.
O około trzeciej w nocy, usłyszałem pukanie do drzwi. Na pewno Louis pijany, postanowił przyjechać. I o mało się nie pomyliłem.
- Dobry Wieczór, pan Harry Styles? - zapytał wysoki gliniarz w czarnych uniformie, trzymając Louisa.
- Tak. - przytaknąłem, widząc nawalonego Lou.
- Pana narzeczony, przynajmniej ten chłopak tak mówił, zdemolizował dom pana Jasona Kaya. - odparł policjant.
- Ja pierdziele. - syknąłem przez zęby. - Porąbało cię?! - zwróciłem się do Louisa.
- Bierzemy go do siebie, albo zostanie u Pana.
- Zajmę się nim. Dziękuję panu. - złapałem Louisa, wciągając go do domu. Zamknąłem drzwi, rzucając go na kanapę w salonie.
- Opieprze Cię jutro rano, dziś nie mam siły. Jesteś gówniarzem, kładź się i śpij.
- Mooogę z Tobą? - zapytał.
- Nie. Żegnam. - zgasiłem światło, idąc na górę do sypialni.
Jakoś mi ulżyło, że Louis jest u mnie...

"Nie wiem jak mam Cię za to wszystko przeprosić Harry. Za akcję z pocałunkiem i z tym cholernym domem. Wiem, że szybko mi nie wybaczysz ale proszę, postaraj się, bo czuję się z tym strasznie. Tęsknie za Tobą.x ;(( i kocham cię tak bardzo. "- zobaczyłem kartkę w kwiatach które leżały na stole, zaraz koło zrobionego śniadania i zaparzonej kawy. Westchnąłem głośno, wyrzucając kwiaty i kartkę do śmieci.
Nie chciałem się z nim widzieć, ale musiałem pojechać bo rzeczy do jego domu. Więc niechętnie ubrałem się we wczorajsze ciuchy. Poprawiłem włosy, zakładając na nią czarną skarpetę. Dostałem ją od Lou..
Wziąłem swoją torbę z dokumentami  i pieniędzmi, wychodząc z domu. Wsiadłem do auta, nie chętnie przekręcając kluczyk.
Po dwóch godzinach dojechałem, nasze domy były do siebie daleko jednak, niemal codziennie spędzaliśmy u siebie czas. Wyszedłem z auta, gdzie momentalnie pojawiły się bliźniaczki rzucając się na mnie.
- Harry! gdzie byłeś? Louis cały czas płacze i nie wychodzi z pokoju, porozmawiaj z nim. - powiedziałała jedna z nich.
- Nie mogę z nim rozmawiać. Pokłóciliśmy się, wiesz? ale będzie dobrze. Chodźmy. - wziąłem, oby dwie dziewczynki na ręce, wchodząc z nimi do mieszkania.
- Dzień Dobry. - odparłem przyjaźnie do jego rodziców, którzy jedli śniadanie. Nie było go.
- Przyszedłeś do Louisa? - zapytała Pani Joy.
- Nie. Nie chcę z nim rozmawiać. - przyznałem. - Przyszedłem po swoje ubrania, zostawiłem je w pokoju.. Louisa.
- Więc idź po mnie. - odparła.
- Nie chcę się z nim widzieć.
- Trudno Harry, kiedyś musicie porozmawiać. Chyba, że kończysz z nim związek.
- Ehm, nie.. jasne, że nie.
- Więc idź. - odparła, pijąc kawę.
Miała rację, musiałem z nim porozmawiać. Tęskniłem za nim, ale tak cholernie czułem do niego żal.
Wchodziłem na piętro, nie pewny tego co zobaczę. Wiedziałem, że pęknie mi serce kiedy zobaczę go płaczącego lub coś podobnego. Zapukałem do drzwi, nie słysząc żadnego pozwolenia na wejść, więc po prostu otworzyłem drzwi wchodząc pewnie. Louis leżał na łóżku, podnosząc się od razu kiedy zobaczył mnie w przejściu.
- Przyszedłem tylko po swoje rzeczy. Nie zwracaj na mnie uwagi. - syknąłem przekornie, szukając swojej torby z rzeczami.
- Harry... tęsknie. - zaczął płakać.
- Tęsknij sobie. Nie rusza mnie to, idź do Jasona pomoże Ci się rozweselić. - odparłem, wyjmując z szafy torbę.
- Żałuję tego! kocham Cię. - Louis, wiele razy okazywał jak bardzo mnie kocha, jednak słowo Kocham Cię, usłyszałem od niego bodajże pierwszy lub drugi raz i to mną wstrząsnęło. Spuściłem nieudolnie głowę, trafił w czuły punkt. Przysiadłem na jego łóżku, stawiając torbę obok.
- Jak sobie to wyobrażasz? wrócimy do siebie, będę siedział w swoim domu a ty, może będziesz się zabawiał z nim u niego? Nie Louis.
- Nie zrobię tego, żałuję. Bardzo. - złapał moją rękę, siadając koło mnie blisko. - To był jeden nie czuły pocałunek.
- Bardzo długi pocałunek. Jakoś się nie odrywałeś, a ja głupi jeszcze szedłem Cię w tym dniu przeprosić. - parsknąłem. - Louis, jeśli naprawdę żałujesz i chcesz znów ze mną być... pocałuj mnie, tak jak nigdy dotąd. Czule, mocno i namiętnie. - odparłem patrząc na niego. Jego oczy aż zabłysnęły, powoli ruszył w moją stronę. Usiadł na moich kolanach, przodem do mnie łapiąc moje policzki w swoje ręce. Oparł swoje czoło o moje, napierając się delikatnie na moje usta na co cicho mruknąłem. Tak długo ich nie czułem. Pocałował je delikatnie, by zaraz zmienić to w coś ostrzejszego. Uchyliłem usta, pozwalając mu włożyć język. Delikatnie, masował moje podniebienie dając mi tym niebywałą rozkosz. Przechyliłem lekko głowę, błądząc rękoma po jego plecach. Zdjąłem z niego jego koszulkę, rzucając ją na łóżko. Wziąłem go na ręce, rzucając go na łóżko.

~
- Mówiłam? Pomiętosili się w pokoju u Louisa i, już się w porządku. - Lottie uśmiechnęła się perfidnie.
- Przestań. - syknąłem, odprowadzając Harry'ego do drzwi. Złapałem jego dłoń.
- Wpadniesz dziś do mnie? - zapytał uśmiechnięty. - Wypożyczyłem fajny film.
- Ah, film? - zaśmiałem się. - Wpadnę, jest w porządku?
- Tak.. - pocałował mnie mocno. - Do zobaczenia, kochanie. Do widzenia. - pożegnał się z rodzicami, wychodząc z domu.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jakoś pirzez te 6 dni starciłem wenę i zapał do pisania, dlatego takie coś wyszło. Wybaczcie. ♥ . ;c


poniedziałek, 22 lipca 2013

Powrót.

Nawet nie wiecie, jak chciało mi się płakać, kiedy zobaczyłam 8 komentarzy.
Jesteście najlepsze, wróciłam już z Mikoszewa i poznałam naprawdę świetnych ludzi. W sieprniu jadę odwiedzić kolegę w Łodzi. Dziś rozdział będzie, ale nie teraz bo właśnie wróciłąm.:)

Kocham was i dziękuję.:)x