środa, 8 maja 2013

Chapter 10~

Wstałem do pozycji siedzącej, patrząc na nią. Dziewczyna delikatnie otworzyła oczy, nadal na mnie nie patrząc.
- Odezwij się. - poprosiłem ją. - Odpowiedz mi. - dotknąłem jej ramienia. - Ness, cholera!
Dziewczyna uniosła głowę, spoglądając na mnie z delikatnym spojrzeniem.
- Nie wiem, Harry. Wciąż, nie jestem pewna. - odparła.
- Czego nie jestem pewna? - parsknąłem z pogardą.
- Czy Cię kocham, nie wiem po prostu. Wybacz, Harry. - przybliżyła się do mnie, próbując udobruchać mnie przytuleniem, lecz oderwałem się z jej objęć.
- Więc, po co cały czas robisz mi na to nadzieję? - krzyknąłem.
- Bo, staram się to zakochać, rozumiesz? I nie krzycz na mnie! - rzuciła, wychodząc z ogrodu. Pobiegłem za nią, aby dokończyć te, frustrującą rozmowę.
- Stój!- złapałem ją za nadgarstek odwracając ją do tyłu. - Kochasz Lou, prawda? Oto chodzi? - zapytałem. Dziewczyna spuściła głowę, idąc na górę. Szedłem za nią, jak mogła mnie tak perfidnie oszukać?
Weszła do sypialni, i złapała swoją jeszcze nie rozpakowaną torbę.
- Stoisz tu! - zatrzymałem ją, kiedy już chciała odejść.
- Zostaw mnie, Harry.
- Jak mogłaś mnie tak perfidnie oszukać, spieprzaj stąd! - krzyknąłem , popychając ją.
- Jesteś nienormalny! - krzyknęła, dławiąc się słonymi łzami. Usiadłem na łóżko, aby odsapnąć. Jak ja w tej chwili jej nienawidzę [...] Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami z dołu, wreszcie poszła. Zszedłem na dół do kuchni. Z lodówki, wyjąłem Jack'a Daniells'a, nalałem do jednej ze szklanek. Zanim się zorientowałem zdążyłem wypić już połowę, co dała się po chwili wyczuć. Nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem.

- Czemu jej to zrobiłeś? - Olivier napastował mnie pytaniami.
- Co ja zrobiłem? To ta idiotka, mnie wykorzystuję! Jak ja mam się czuć, co?! - krzyknąłem.
- Po pierwsze nie idiotka! - odparł ostro.- Po drugie, masz ją przeprosić, nie musiałeś, od razu tak na nią najeżdżać Hazz. - powiedział stanowczo Olivier.
- Nie wiesz co gadasz. Nie było Cię tu. Rozumiesz, on kocha Lou a spotyka się ze mną. Czy to jest okej?! - krzyknąłem.
- Nie, nie jest. Ale ona wciąć jest na lekach, rozumiesz?
- Lekach, jakich lekach? .... - Olivier, się zatrzymał.
- Nie miałem o tym mówić. - uderzył się w czoło. - Co ja ogarniam , w ogóle. Zmykam Harry. - westchnął.
- Powiedz, jakie leki!
- Nieważne! Spadam. - poprawił fullclap, i wyszedł z domu.
- Cholera, jakie leki? - powtórzyłem do siebie, szukając definicji.
_________________________________________________________________________________
Sorry, że krótki, ale jestem zmęczona. Siedziałam dwie godziny w Domu Kultury, na śpiewanie i już nie mam siły .:C kocha was!

3 komentarze: