sobota, 7 września 2013

Chapter-11.

- Nie zasługuję na Ciebie, Louis. - otarłem oczy, po czym przykryłem je dłonią. Louis zdjął moją rękę, i ułożył ją sobie na policzku.
- Nie mów tak, Harry. Jesteś najwspanialszym prezentem, jaki kiedykolwiek dostałem. Nadal nie wierzę, że spotkałem tak wspaniałego chłopaka, którego szczerze kocham najbardziej na świecie. - Jedź ze mną, kochanie. Zaopiekuje się Tobą.
- Nadal mnie kochasz? - zapytałem, dotykając jego pleców opuszkami palców, Louis słabo zachichotał.
- A czy kiedyś przestałem? - położył rękę na moim karku i, delikatnie mnie pocałował. - Jedziesz?
- Rodzice?
- Co rodzice? ludzie którzy bronili Ci się ze mną spotykać? to twój stary, namącił Ci w głowię. Masz 18 lat, robisz co chcesz, w dodatku masz kochającego faceta. - uśmiechnął się delikatnie. - Nie chcę jechać, bez Ciebie, myślisz, że po co tu przyszedłem? po to, aby cię namówić. Więc jak?
- Więc jadę! - rzuciłem się na niego obdarowując go licznymi pocałunkami. Objął mnie w pasie, wchodząc ze mną do mieszkania.
A to było najgorsze.
~
Rodzice nie przyjęli tego dobrze. Szczególnie mama, której było mi potwornie żal. Ojciec się wkurzył i zamknął w łazience, mama była tylko smutna. Powiedziała tylko, że Louis ma się mną zająć. Pożegnaliśmy się, po czym odjechaliśmy. Teraz razem z Louisem, siedzę w chińskiej knajpce śmiejąc się i, obżerając sajgonkami, sushi i tiramisu. Całując się przy tym, karmiąc się na zmianę. A najważniejsze jesteśmy szczęśliwi i zakochani.
- Dobrze się czujesz?
- Tak, czemu pytasz? - zaśmiałem się donośnie, czując przypływającą głupawkę. Wtuliłem się w tors chłopaka. Louis wzruszył ramionami.
- Zdaję mi się, że zmusiłem Cię do tego.
- Głupi jesteś, moje miejsce jest przy Tobie. Więc jestem z Tobą. - pocałowałem go krótko uśmiechając się szeroko, jak ten chłopak na mnie działa...
Spojrzałem na zegarek, widząc godzinę 15:20, za 30 minut rusza nas samolot.
- Zbieramy się, mały. Samolot niedługo. - wstaliśmy od stołu, Louis poszedł zapłacić a ja wziąłem nasze walizki, zmierzyliśmy w stronę lotniska.
Dotarliśmy, pełno ludzi ledwo co odnaleźliśmy nas samolot. Pokazaliśmy bilety, bagaże i wsiedliśmy do samolotu, szukając swoich miejsc. Usiadłem przy oknie, pierwszy raz leciałem samolotem. Louis zamówił dwa delikatne drinki, w końcu dziś moja osiemnastka. Nie wierzę, że to wszystko tak szybko zleciało.
Nagle w samolocie zapadła przerażając cisza. Louis zniknął na chwilę z miejsca, po czym wrócił ze złożonymi rękami do tyłu.
- Odwala Ci, Lou? - zaśmiałem się. Chłopak nie odzywał się, uklęknął przede mną, a ja już wiedziałem co to oznacza, moje oczy napełniły się łzami, a serce zatrzymało.
- Harry Edwardzie Stylesie, czy obdarzyłbyś mnie codziennym szczęściem, wychodząc za mnie? - zapytał jąkając się, pasażerowie i obsługa, zaczęły klaskać i krzyczeć.
Ja wystukałem ciche "Tak!" rzucając się mu na szyję.
- Wszystkie Najlepszego, kochanie. Kocham cię.

krótki, dupny. ;]]] rzucaam to chyba ;d

5 komentarzy: